poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Krzyk

Piszę to tylko dlatego, że wiem,  że raczej nikt tego nie odnajdzie.

 Jestem na dnie. Te wakacje,  okres który powinien być błogim odpoczynkiem jest katorgą. Wszystko mnie męczy.  Czuję się na cztery razy starszego.  

Jestem samotny,  nie mam przyjaciół. Ponad 460 znajomych na pewnym portalu ale co z tego skoro kontakty się urwały,  zaniedbałem je albo ich nigdy nie było.

Nienawidzę tego miasta,  budzi ono wspomnienia z okropnego okresu w gimnazjum który zniszczył całkiem normalnego chłopaka w wegetującego nihilistycznego śmiecia.

Spirala uzależnienia zawiązuje coraz
ciaśniejsze supły. To styl (nie)życia i (nie)bycia.  Niektórzy spełniają marzenia,
realizują pasje,  a ja upadłem w taką drogę.

Umieram na raty.  Nigdy nie będę w stanie ze sobą skończyć bo wiem jak zraniona byłaby moja rodzina.  Chciałbym pewnego dnia zasnąć i się nie obudzić,  tak naturalnie bez szopki.

Gdzieś tam liczę na to,  że kiedyś odżyję ale
bardziej spodziewam się większego zeshizowania i może jakieś wizyty w ośrodku bez okien i drzwi w jakimś wypizdowie.  Może tam jest miejsce dla takich ludzi?