czwartek, 25 września 2014

Upadam

Witajcie. Nie wiem, czy ktokolwiek przeczyta te nędzne wypociny ale co mi tam.
Od początku tygodnia męczy mnie grypopodobny twór. Przesiaduje godzinami przed ekranem naprzemian laptopa, komórki i telewizora. Cholerna bezczynność. Wszystko zaczyna mi brzydnąć. We wnętrzu złość i depresja jednocześnie. Nawet nie mam siły płakać.
Na co ja czekam? A może na kogo? Strasznie się pogubiłem. Nie potrafię się zmotywować do czekokolwiek. Tyle szans, możliwośći, horyzontów a ja zakompleksiony zgubiony szary człowieczek wszystko zaprzepaszczam. No dobra, czasami coś mi wyjdzie. Ale porażek jest znacznie więcej niż triumfów. Chciałbym umieć zmienić moc niechęci do samego siebie w siłę motywacji.
Czas się otrząsnąć? Wziąść w garść? Tak, słyszałem te słowa. Sam je nawet sobie wiele razy powtarzałem. I nic. Pustka, niemoc, agonia, strach. Ciężar wydający się ponad moje miary.
Ile jeszcze będę tak rozkładać się? Aż do końca? Zaraz, ja nie chcę śmierci. Potrzebuje tylko orzeźwienia. Jestem jak usychająca roślina. Jeszcze egzystuje ale co to za żywot?
Inni mają gorzej. Tak, wiele osób jest w większym bagnie i pomimo tego znajdują siły do walki. A ja gniję. Nie nie dostrzegam już tych małych, radosnych akcentów na ścieżce życia. Wszystko szare, puste, przeżarte, nużące. Wyobrażcie sobie jazdę standardowym pociągiem w długą ale do bólu monotonną trasę. Bliźniaczo podobne pola, łąki, kilka domków w oddali. I wielkie niezagospodarowane tereny. To jest w skrócie moja droga.
Boże! Ratuj mnie, bo dla mnie kwiaty więdną nawet w Maju...